Walka bardzo utalentowanego prospekta z ringowym weteranem. Jared Anderson to niewątpliwie jeden z najciekawszych zawodników młodego pokolenia w wadze ciężkiej. Ma naturalny talent, boksuje z luzu, jest kreatywny w ataku, precyzyjny, ma świetny lewy prosty i dużo w ringu widzi. Do tej pory każdą z 12 wygranych walk zawodowych kończył przed czasem. Czy Jerry Forrest będzie pierwszym, który przetrwa z nim pełen dystansie. Raczej… nie. Ale 34-latek – przynajmniej na papierze – będzie najpoważniejszym rywalem w karierze Andersona, który jutro po raz pierwszy zaboksuje na dystansie 10 rund.
Anderson miał do tej pory starannie dobieranych rywali. Tak naprawdę tylko trzech trzymało jakiś poziom – Langston, Hernandez i Ibeh. Pierwszy to solidny średniak z wagi cruiser, który walkę wziął w zastępstwie i przerosło go tempo oraz rozmiar rywala. Uległ w 3. rundzie. Hernandez dotarł dalej (4. runda), ale był już po kilku wojnach i bezpośrednio po porażce w 2. rundzie z Bakole (nieprzypadkowo do dziś nie wrócił na ring). Ibeh był bliski dotarcia z Andersonem do końca walki, ale w 6. starciu padł po lewym sierpowym. Był krańcowo zmęczony, jak to on. Boksersko postawić się nie miał czym, bo to drugoligowy bokser z umiejętnościami piątoligowego (ale silny fizycznie, niebezpieczny, więc dwie niespodzianki w karierze sprawił).
Na tym tle Forrest prezentuje się najokazalej. Zawodnik z Luizjany raptem dwie walki temu dał występ życia przeciwko należącemu do czołówki światowej Hunterowi, remisując na kartach punktowych, choć w oczach wielu to on był zawodnikiem lepszym. Również walka z innym pięściarzem z czołówki, Zhangiem, była dla niego udana – mimo trzech nokdaunów na początku walki (dwóch flashów, jeden poważniejszy), Amerykanin był w stanie osiągnąć remis. Pełne dystanse robił też z niepokonanym wówczas Franklinem, cenionym Pulevem i puncherem Takamem. Tylko Bułgar był w stanie go zdominować.
Forrest ma solidne umiejętności, dużo w ringu przeżył. Wychodził z kryzysów wynikających z przyjęcia mocnego ciosu czy braku paliwa w baku. Zhang solidnie zranił go w 3. starciu, ale nie dokończył roboty, choć do końca rundy pozostały dwie minuty.(a Chińczyk niewątpliwie kopie jak koń). Ostatnio z Pulevem źle wyglądał kondycyjnie, ale też trzeba mu oddać, że mimo kryzysowej siódmej rundy dosyć dobrze zakończył pojedynek.
Anderson nokautuje w pierwszej kolejności dzięki umiejętnościom, a w drugiej – dzięki sile ciosu. Nokauty w jego przypadku przychodzą z reguły wtedy, gdy rywal nie ma już się czym przeciwstawić, a więc – im wyżej będzie poprzeczka, tym dłużej będzie trzeba do rywala się dobierać, tym później przyjdzie nokaut. Pojedyncze uderzenie Andersona jest dobre, ale raczej nie należy do topowych w HW. Pamiętać też należy, że w karierze amatorskiej boksował w limicie do 91 kilogramów, to nie jest duży „ciężki”.
← Wróć